Bumar Łabędy – nie potrzebujemy restrukturyzacji, tylko pracy

post11

17 wrz Bumar Łabędy – nie potrzebujemy restrukturyzacji, tylko pracy

Bumar Łabędy nie potrzebuje kolejnej restrukturyzacji, tylko pracy. Tymczasem mamy kilka kontraktów, które nie są i często nie mogą być realizowane. Nie z naszej winy. To co się dzieje wokół Bumaru odbieramy jako jakąś niezrozumiałą nagonkę – mówi Zdzisław Goliszewski, przewodniczący NSZZ Solidarność w Z.M. Bumar-Łabędy.

W porozumieniu między rządem a górniczymi związkami znalazł się także zapis o potrzebie podjęcia rozmów także w sprawie Bumaru Łabędy. To sukces?

– Nie czujemy się zwycięzcami. W porozumieniu zapisano zapowiedź podjęcia rozmów na temat naszej firmy, więc czekamy na jakiś sygnał ze strony rządu na temat tych rozmów. Bumar Łabędy nie potrzebuje restrukturyzacji. Byliśmy już restrukturyzowani chyba ze trzy razy. Nam jest potrzebna praca. Tymczasem mamy kilka kontraktów, które nie są i często nie mogą być realizowane. Nie z naszej winy. To co się dzieje wokół Bumaru odbieramy jako jakąś niezrozumiałą nagonkę. Najnowszym przykładem jest sprawa podwozi do Kraba. Interesuje nas dlaczego, mimo umowy zawartej z Bumarem Łabędy, Huta Stalowa Wola kupuje za granicą znacznie droższy wyrób – bez przetargu, bez kwalifikacji, szkodząc w ten sposób interesowi państwa i polskich firm. Chcielibyśmy wiedzieć dlaczego tak się stało, mimo że jest gotowe nowe podwozie z nowych blach. Przypomnę, że na ten projekt wydano już z budżetu państwa 550 mln złotych. Teraz mamy wydać kolejne 320 mln dolarów i to za granicę. Będzie to najdroższe podwozie, jakie kiedykolwiek powstało. Nasze służby techniczne, po porównaniu dostępnych danych uważają, że to podwozie nie będzie kompatybilne z naszą wieżą armatnią. Koreańskie podwozie ma porównywalne parametry do naszego i dwa razy wyższą cenę. W wypadku wymaganych przeróbek będą kolejne koszty i przesunięcie w czasie.

Wasze podwozia miały usterki techniczne…

– Owszem, ale nie wynikały one z naszych błędów, lecz wad materiałowych, o których informowaliśmy Hutę Stalowa Wola już w roku 2010. Istnieją dokumenty pokazujące, że Bumar Łabędy i OBRUM już wówczas zwracały uwagę zarządowi HSW na mikropęknięcia, jakie pojawiają się podczas spawania. Zaproponowaliśmy przerwanie procesu i wyjaśnienie problemu. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że aby nie opóźniać kontraktu mamy kontynuować prace, a usterki będą usuwane później. Afera wybuchła przy okazji pierwszej konsolidacji, kiedy HSW miała się znaleźć w ramach Polskiego Holdingu Obronnego. W roku 2013 wszystkie strony podjęły decyzję o tym, że trzeba poprawić podwozie i jeżeli będzie dobre, wprowadzić do produkcji. W ubiegłym roku zrobiliśmy podwozie z nowych blach. W 2013 roku OBRUM zwracał także uwagę na to, że przy wypełnieniu przedstawionych założeń chłodzenie silnika będzie niewydolne i zaproponował dwa zamienne silniki. Nie było odpowiedzi. W ubiegłym roku usunięto wszystkie usterki, także z chłodzeniem silnika i dostarczyliśmy gotowe podwozie. Tymczasem okazało się, że HSW podpisuje bez przetargu i postępowań kwalifikacyjnych kontrakt na 320 mln dolarów. Naszym zdaniem to przestępstwo z artykułu 296.

Jakie będą dalsze scenariusz tego konfliktu?

– Oczekujemy wyjaśnienia tej sprawy oraz kontynuacji umowy zawartej z MON i HSW na dostarczenie 16 podwozi. Zarząd Bumaru wystąpił do huty z pismem o przejęcie podwozia i kontynuowania badań. Nie było odpowiedzi. Zamiast tego przyszło pismo z prośbą o rozwiązanie umowy produkcji podwozia za porozumieniem strony, ale oczywiście kary poniosą Łabędy. Zarząd odpowiedział, że nie wyraża zgody, bo nie widzi podstaw do rozwiązania umowy. Czekamy co zrobi z tym rząd. Z jednego z pism dowiedzieliśmy się, że HSW na aneks przedłużający termin dostarczenia Krabów dla wojska do połowy 2016 roku, a więc kontrakt z Koreańczykami staje się zupełnym kuriozum, bo nie ma żadnych powodów, żeby do tego terminu miało nie być naszych podwozi.

Podwozie dla Kraba chyba to nie jedyny problem Bumaru…

– Druga niepokojąca nas kwestia to zastój w sprawie tzw. kontraktu indyjskiego, czyli umowy na dostarczenie 204 wozów zabezpieczenia technicznego WZT-3 do Indii. Trzeci problem to modernizacja Leopardów dla polskiej armii. Nie jesteśmy w stanie zapewnić wojsku trzydziestodniowego terminu na dostarczenie części. Podobnie zresztą jak nikt inny w Polsce, a nawet w Niemczech. To niemożliwe technicznie, bo w Niemczech nikt tych części już nie produkuje, a my nie mamy dokumentacji technicznej, która pozwoliłaby zrobić to we własnym zakresie. MON kupując czołgi powinien to sobie zagwarantować. Kontrakt ten może więc także trafić do niemieckich firm.